To jeden z tych dokumentów, które mówią o stanie debaty publicznej więcej niż tysiąc stron politologicznych analiz. Nie powstał w think tanku ani w akademickiej redakcji. Powstał, bo nowogardzka biblioteka miała już po prostu dość.
Bo oto kolejna instytucja zmuszona jest prostować rzeczywistość stworzoną przez lokalny periodyk, który na nowo odkrywa, że dramaty sprzedają się lepiej niż fakty, a sensacja lepiej niż rzetelność.
Periodyk, bo słowo „gazeta” zakłada rzemiosło, fakt-checking, odpowiedzialność. A tu mamy raczej jednostronny biuletyn emocjonalny, w którym autor raz po raz zamienia rolę redaktora na funkcję samozwańczego trybuna ludowego. Trybuna, dodajmy, z wrodzoną niechęcią do weryfikacji informacji i niezwykłą lekkością w ferowaniu ocen.
„Pan Franciszek zabrany siłą”
Taką narrację próbuje sprzedać czytelnikom autor periodyku. Że oto schorowany regionalista zostaje wezwany do biblioteki, zmuszony do odebrania swoich zbiorów, które przez lata służyły lokalnej historii, a teraz są traktowane jak złom. Że bibliotekę ogarnął chaos, a zarządzają nią osoby z łapanki, z daleka od misji, pasji i szacunku do przeszłości.
Szkoda tylko, że ta wersja wydarzeń nie wytrzymuje konfrontacji z faktami.
Z oświadczenia pełniącej obowiązki dyrektor, pani Aleksandry Bąk i naszej rozmowy z nią wynika jasno: to pan Karolewski sam skontaktował się z biblioteką i poprosił o spotkanie. Spotkanie zostało umówione telefonicznie i ustalono, że pan Franciszek odbierze rzeczy, które wskaże jako swoje.
Biblioteka nie wyrzucała ich. Pracownice wyczyściły, posegregowały i spisały zbiory, a te, które pan Karolewski wskazał jako swoje – zostały przygotowane do wydania z protokołem.
Tymczasem periodyk opisał całość jakby odbywała się pod lufą. A zdjęcie pokazujące „kupę eksponatów” – owszem, porusza – tyle tylko że to właśnie ten porządek przed odbiorem, a nie żadna śmietnisko-biblioteka.
Gryzonie w piwnicy i duchy przeszłości
Z oświadczenia wyłania się jednak także inny obraz – obraz wieloletnich zaniedbań. Zbiory pana Karolewskiego – z różnych okresów, różnej wartości i pochodzenia – przez lata trzymane były w piwnicy biblioteki. W wilgoci, kurzu, odchodach gryzoni. Bez ewidencji. Bez nadzoru.
Po objęciu funkcji przez panią Aleksandrę, biblioteka rozpoczęła porządki. I zaczęły się schody.
Jak dowiedzieliśmy się w rozmowie: od 2018 roku nie było przeprowadzanego skontrum. Stan księgozbioru jest nieznany. Część rzeczy może nigdy nie była oficjalnie wprowadzona do inwentarza. Trwa inwentaryzacja ręczna – zespół pracownic liczy wszystko od zera. To gigantyczna praca.
Czy to, że coś wypada z szafy, jest winą tego, kto ją otwiera – czy tego, kto to tam włożył? Bo to nie kurz powinien budzić niepokój. Tylko to, jak bardzo zdążył się zadomowić.
A periodyk? Znów wie lepiej
I w tym całym zamieszaniu pojawił się on – autor lokalnego periodyku. Ten sam, którego teksty instytucje raz po raz muszą prostować, i który konsekwentnie unika kontaktu z bohaterami swoich publikacji. W sprawie biblioteki – podobnie. Nikt nie dzwonił. Nikt nie pytał. Nikt nie próbował zrozumieć. Po prostu: napiszemy jak chcemy.
Padło nawet stwierdzenie, że biblioteka zamyka się na dwa miesiące, bo „czytelnicy przeszkadzają”. Aż śmieszne… gdyby nie było tak smutne. Bo to nie jest cytat z ust bibliotekarzy, a interpretacja redaktora.
Tymczasem – jak tłumaczy dyrekcja – przerwa jest konieczna, bo tylko wtedy, bez ryzyka błędu, da się przeprowadzić pełną inwentaryzację. Tylko wtedy można oddzielić księgozbiór od prywatnych rzeczy, a kulturę od mitów z periodyku.
Sprostowania raczej próżno oczekiwać – czego najlepszym przykładem jest sprawa szkoły w Długołęce, którą opisywaliśmy na naszym Facebook jakiś czas temu. Tam też był szum, emocje, oskarżenia…
Młodsza część mieszkańców – jeśli już po ów sięga – robi to raczej dla beki. Starsi… mogą nie mieć tego filtra ironii. I tu pojawia się realny problem. Bo jeśli powodem istnienia wydawnictwa jest “ugrać coś”, jak sam to w jednym z numerów ujął autor – to mamy problem.
Biblioteka się nie kończy
Na koniec najważniejsze: nowogardzka biblioteka nie umiera. Wręcz przeciwnie – weryfikuje zbiory, oczyszcza zawilgocone pomieszczenia. Rozpoczyna inwentaryzację.
Related
Przeczytaj też:
- Rozmowa z burmistrzem Nowogardu: parkowanie, śmieci, zarządzanie kryzysowe i inwestycje letnie Podczas czerwcowej rozmowy z burmistrzem Nowogardu, Michał Wiatr odniósł się do tematu...
- Nowogard. Czy grozi nam paraliż ruchu drogowego? Nie, to nie jest pytanie retoryczne. Droga ekspresowa S6 stała się nie tylko osią...
- Zatrzymani za oszustwa internetowe. 23-latkowie podejrzani o liczne wyłudzenia Policjanci z goleniowskiego Wydziału do Walki z Korupcją i Przestępczością Gospodarczą zatrzymali dwóch młodych...