Mija dokładnie 20 lat od chwili, gdy mieszkańcy Nowogardu z przerażeniem patrzyli na płonącą wieżę kościoła pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. W sobotę, 3 grudnia 2005 roku, świątynia stanęła w ogniu podczas wieczornej liturgii. W oparciu o archiwalną relację Zygmunta Piotra Cywińskiego, który opisywał te wydarzenia dla serwisu niedziela.pl, wracamy pamięcią do tamtej trudnej nocy i dni, które nastąpiły po niej.

Reklama


Reklama


Alarm wszczęto kwadrans po godzinie 18:00. W kościele trwała wówczas Msza święta, w której uczestniczyło około 20 osób. Jak wspominał w swoim tekście Zygmunt Piotr Cywiński, ewakuacja przebiegła sprawnie i bez paniki. Szczególnej pomocy wymagali jednak przebywający na chórze – organista Adam Karman, posługujący w tej parafii od ponad pół wieku, oraz dzieci. Zostali oni bezpiecznie sprowadzeni na dół przy użyciu drabiny strażackiej. W tym samym czasie do akcji ruszały już sekcje Państwowej Straży Pożarnej z Nowogardu i Goleniowa oraz okoliczne jednostki ochotnicze.


Lokalne zbiórki charytatywne

Walka o ocalenie zabytku

Akcja gaśnicza prowadzona była w skrajnie trudnych warunkach. Z relacji przytaczanych przez autora wynika, że dostęp do ponad 30-metrowej wieży utrudniały gęsta zabudowa i wysokie drzewa. Drewniana konstrukcja wewnątrz wieży zadziałała jak gigantyczny komin, błyskawicznie podsycając ogień, który trawił kolejne kondygnacje. Strażacy musieli podjąć strategiczną decyzję – wieża była nie do uratowania, więc wszystkie siły rzucono na obronę dachu nawy głównej oraz bezcennego wnętrza.

Walka toczyła się o zachowanie XVI-wiecznego ołtarza i ambony. Cel ten udało się osiągnąć, choć straty w samej wieży były bolesne. Żywioł strawił trzy dzwony, które runęły w dół i popękały, a także zabytkowe organy z pierwszej połowy XX wieku. Zegar na wieży zatrzymał się dokładnie o godzinie 18:41, co symbolicznie zamknęło ten dramatyczny rozdział. Wnętrze wieży wypaliło się doszczętnie – pozostały jedynie osmalone mury i widok na niebo.

Foto: Anita Szajkowska

Solidarność silniejsza od ognia

Dramat ten wywołał niespotykaną reakcję społeczności. Zygmunt Piotr Cywiński opisywał, że już w poniedziałek po pożarze, po zabezpieczeniu terenu przez strażaków, ruszyły prace porządkowe. Nadzór budowlany zalecił oddzielenie nawy od zniszczonej wieży tymczasowym murem, co wykonano w ekspresowym tempie. Ksiądz proboszcz Grzegorz Zaklika wspominał wówczas o ogromnym wsparciu płynącym z całego kraju, a nawet z zagranicy. Łzy w oczach mieli nie tylko parafianie, ale i dawni, niemieccy mieszkańcy miasta, którzy odwiedzili kościół w tamtym czasie.

Nowogardzka fara była wielokrotnie niszczona przez pożary w swojej wielowiekowej historii, m.in. w 1559 czy 1699 roku. Wydarzenia sprzed 20 lat pokazały jednak, jak silnie ten obiekt wrósł w tożsamość lokalną. Mimo dymu, gruzu i strat, życie parafialne nie zamarło – Msze sprawowano w kaplicy i Domu Kultury, a determinacja mieszkańców pozwoliła na szybki powrót do głównej części świątyni.

Artykuł powstał dzięki uprzejmości redkacji niedziela.pl w oparciu o relacje pana Zygmunta Piotra Cywińskiego, link do relacji -> https://www.niedziela.pl/artykul/45218/nd/Pozar-kosciola-farnego-w-Nowogardzie

Podziel się swoją reakcją
+1
1
+1
0
+1
1
+1
0
+1
2
+1
0